Rozdział 1 - Wrzesień pachnie Hogwartem, Hogwart pachnie kwiatami


Osiem miesięcy wcześniej...


- Od czasu do czasu mam ochotę po prostu usiąść na tyłku i nic nie robić, wiesz? - powiedział James, gdy szedł razem z Syriuszem przez peron. - Naprawdę. Ludzie dookoła po prostu mnie demotywują, mam całą głowę pełną mnóstwa błyskotliwych pomysłów, których nie jestem w stanie wprowadzić w życie ze względu na tępy opór społeczeństwa.
Syriusz nic nie odparł, tylko podrapał się zakłopotany po nosie.
- Jeżeli wysadzanie kolejnej toalety nazywasz 'błyskotliwym pomysłem', a złość McGonagall 'tępym oporem', to ja już nie chcę się z tobą przyjaźnić - oznajmił Remus, pojawiając się obok z wyładowanym kufrem, wypełnioną książkami torbą i nieodłącznym, pobłażliwym uśmiechem na twarzy. - Jak żyjesz, Syriusz?
- No wiesz - Black podrapał się po nosie - Życie z Jamesem ma swoje wzloty i upadki.
Lupin zerknął na niego zaciekawiony.
- Takie prosto na twarz, oczywiście - zreflektował się Black. - Z rozkrwawionym nosem, pokiereszowanym obliczem i połamanymi kończynami.
Brwi Remusa powędrowały jeszcze wyżej.
- Masz na myśli Evans?
- Nie no, daj spokój - Syriusz machnął ręką. - To przecież wygłupy.
- Prawdziwa miłość - zaakcentował James. - Nie ma nic wspólnego z wygłupami.
Remus przewrócił oczami i zatkał przyjacielowi usta dłonią, żeby nie słuchać kolejnego wywodu na temat jego poważnego podejścia do kobiet.
- Jesteś szesnastoletniem kretynem, James - wyznał łagodnie. - Może za dziesięć miesięcy wysiądziesz z tego pociągu jako siedemnastoletni kobieciarz, ale nie robiłbym sobie wielkich nadziei.
Syriusz zachichotał w rękaw na widok wyrywającego się Rogacza.
- Wszyscy jesteśmy dziećmi w remusowych oczach - podkreślił wzniośle.
Remus obdarzył go przychylnym spojrzeniem i zabrał ręce od śliniącego się Jamesa.
- Przyrównanie mnie do Boga szczególnie przypadło mi do gustu. Wsiadamy?


Rose upchnęła swój bagaż między dwoma ogromnymi walizkami i odetchnęła głęboko, rozcierając dłonie.
- Serio, Rose - usłyszała. - Ale się z tym męczyłaś.
Odwróciła się i uśmiechnęła krzywo do Ellen Tryumph, która odpowiedziała jej kolejną słodką minką znad najnowszego numeru "Czarownicy". Rose uniosła w górę brwi, posyłając znaczące spojrzenie w stronę kozaków Gryfonki, spoczywających na ostatnim wolnym w tym przedziale miejscu.
Bez skutku.
Drzwi przedziału nagle rozsunęły się i pomiędzy nimi stanęła Lily, obrzucając siedzące w środku dziewczyny zdegustowanym wzrokiem.
Rose wzniosła oczy do nieba.
- Dzięki Bogu! - westchnęła.
Ellen rzuciła jej zdziwione spojrzenie.
- Chyba sobie żartujesz - Lily gwizdnęła przeciągle, raz jeszcze przyglądając się wszystkim z głupawym uśmieszkiem.
Rose odwróciła się, omiatając przedział spojrzeniem.
- Naprawdę nie wiem, o co ci chodzi - oznajmiła sucho, miażdżąc przyjaciółkę wzrokiem. No bo to przecież jej wina - spóźniła się, prawda? A Rose nie mogła znaleźć innego przedziału, niż ten z tymi...
- O, Evans - ożywiła się nagle Ellen. - Przefarbowałaś włosy?
Reszta dziewczyn również oderwała się od swoich pism, węsząc sensację.
Lily chwyciła w palce kosmyk swoich nieco rozjaśnionych słońcem włosów i starannie go obejrzała.
- Tak, z "Wściekłej Pomarańczy" na "Karmelowe Uniesienie" - oznajmiła powoli, po czym pochyliła się w stronę Gryfonki. - Chłopak powiedział mi, że poprzedni kolor nie wyglądał naturalnie - dodała poufałym szeptem.
- Totalnie - zgodziła się z westchnieniem siedząca obok Ana Smith. - Od razu było widać, że farbpwane.
Rose uniosła w górę brwi, udając oburzoną.
- Ana! - wyszeptała znacząco z szeroko otwartymi oczami, po czym z przerażeniem pokręciła głową.
- Właśnie, Ana - wtrąciła jakaś Puchonka, której Rose nawet nie kojarzyła. - Nie musiałaś być aż tak szczera!
Lily przez chwilę stała spokojnie w miejscu i dopiero po chwili zrozumiała, że w tej komedii powinna poczuć się teraz niezmiernie urażona. Szybko zreflektowała się i zagryzła wargi w wyrazie bezgranicznego cierpienia, odwracając się na pięcie i wychodząc z przedziału. Jeszcze będąc na korytarzu, obróciła głowę i przez ramię obdarzyła dziewczyny ostatnim spojrzeniem.
- Rose! - rzuciła władczym tonem.
Wing spuściła głowę i posłusznie pociągnęła za sobą dopiero co zdjęty z półki kufer, wychodząc na zewnątrz. Na korytarzu, oparta o ścianę, stała uśmiechnięta Lily.
- Powiedz mi dokładnie, Evans - rzuciła Rose, głęboko się zastanawiając. - Czy ty nie jesteś czasem zbyt inteligentna na takie numery?


- Nowy towar w szkole... - wymruczał Syriusz, swoimi kocimi oczami taksując wchodzące pierwszoklasistki.
- Chyba sobie żartujesz - rzucił nieco zszokowany Remus. - Proszę, powiedz, że żartujesz.
Black wybuchnął śmiechem, słysząc przerażony ton przyjaciela.
- Proszę cię, Luniu, czy ja wyglądam na pedofila?
- Zależy od miny - oznajmił natychmiast James, wślizgując się na miejsce obok. - Teraz nie - zmrużył oczy i ułożył usta w dziubek. - Ale czasem tak.
Remus i Peter prychnęli rozbawieni. Syriusz wydął wargi.
- Przecież tak nie robię - oznajmił, z trudem poruszając szczęką, po czym gwałtownie rozciągnął usta w szerokim uśmiechu i pomachał do kogoś za plecami Petera.
- Tutaj, Wing! - zawołał entuzjastycznie.
Dziewczyna rzuciła mu zdegustowane spojrzenie, natychmiast przyspieszając kroku. Syriusz zachichotał w rękaw.
- Ale się za tym stęskniłem - oznajmił wzruszony.
Remus odwrócił się przez ramię, obserwując oddalające się sylwetki Lily i Rose.
- A gdzie Dorcas? - rzucił zaskoczony.
- Kto jak kto, ale to ty akurat powinieneś to wiedzieć - odparł Syriusz, drapiąc się po głowie.
- Jeżeli nie będzie tu Dorcas - wyszeptał James spanikowanym tonem. - To nie mam żadnych szans na zbliżenie się do Lily!
Przyjaciele rzucili mu zdegustowane spojrzenia.
- Proszę, James, skończ z tymi żartami.
Potter wzruszył ramionami.
- No już dobrze - odparł, ale na jego ustach znów pojawił się szeroki uśmiech. - Przecież każdy wie, że nie potrzebuję w tym niczyjej pomocy.
Peter chwycił widelec i udał, że wbija go sobie w tętnicę. Syriusz zachichotał, ale nie dane mu było dorzucić własnego żartu, bo McGonagall wstała właśnie ze swojego miejsca, oficjalnie rozpoczynając Ceremonię Przydziału.


- Szósty raz w życiu te same nudy i ani razu nie było to ekscytujące - oznajmiła Rose, tym samym utwierdzając się w swojej pozycji największego narzekadła.
Lily odwróciła wzrok od grupy rozentuzjazmowanych pierwszoklasistów - ona z kolei nigdy nie miała tego dość, a każda kolejna ceremonia była dla niej wielkim przeżyciem.
- Nawet pierwsza? - odezwała się zaciekawiona.
- Nawet moja własna - potwierdziła Wing. - Byłam stuprocentowo pewna, że zupełnie jak reszta rodziny pójdę do Ravenclavu. Nie wiem, czy pamiętasz, ale nawet po tym, jak tiara wykrzyknęła "Gryffindor", ja od razu poszłam w stronę stołu Krukonów.
- Naprawdę? - Lily uśmiechnęła się. - Byłam pewna, że to ze zdenerwowania.
Rose uniosła brwi w wyrazie niedowierzania. Evans westchnęła.
- Powinnam była wiedzieć, że nawet jako jedenastolatka byłaś tą samą zimną i opanowaną perfekcjonistką - dodała natychmiast.
Wing prychnęła, a Lily uśmiechnęła się rozbawiona. Po chwili w stronę dziewczyn nachyliła się Anastasia Hastings, wiecznie żartująca siódmoklasistka, i wskazała im kogoś stojącego z samego brzegu grupy pierwszoklasistów, tuż obok McGonagall.
- Wiecie, kto to? - zapytała zaciekawiona.
Lily obróciła głowę, by samej przyjrzeć się wysokiemu, ciemnowłosemu chłopakowi w długiej, czarnej pelerynie.
- Pierwszoklasistą to on na pewno nie jest - stwierdziła szybko.
- Jeżeli tak - oznajmiła Anastasia zaczepnym tonem. - To możecie mnie z miejsca uznać w stręczycielkę małych dzieci.
Lily roześmiała się, serwując siódmoklasistce pocieszające klepnięcia po plecach.
- Moi drodzy! - powiedział Dumbledore, wstając ze swojego miejsca i podchodząc do mównicy. Rose szturchnęła przyjaciółkę, uciszając ją. - Zanim zabierzecie się do pałaszowania tego wspaniałego jedzenia, za które powinniśmy być dozgonnie wdzięczni naszej hogwarckiej kuchni - klasnął w dłonie, a stoł zaroiły się od pięknie wygladających potraw. - Jest jeszcze jedna rzecz, o której należy wspomnieć, gdyż Ceremonia Przydziału jeszcze się nie skończyła!
Rose zamarła z ręką wyciągniętą po mufina, po czym z bolesnym westchnieniem opuściła ją z powrotem na stół.
- W tym roku mamy zaszczyt uczestniczyć w niezwykle ważnym dla nas projekcie, mającym na celu zbliżenie do siebie czarodziejów z całego świata. Będziemy więc mieli okazję gościć u siebie dwójkę nowych uczniów, podczas gdy dwoje naszych studentów, Cedric Hollway i Chlorissa McGregor, będzie uczyć się poza murami Hogwartu.
Uczniowie wymienili między sobą zaskoczone spojrzenia.
- Czy chodzi też o Dorcas? - zaciekawiła się Anastasia.
- Nie, Dorcas jest... - zaczęła Lily, ale Rose uciszyła ją kolejnym pchnięciem w żebra.
- Przedstawiam wam Eryka Frossa, naszego nowego ucznia, który pierwsze pięć lat nauki spędził w Durmastrangu! - oznajmił dyrektor, otwartą dłonią wskazując stojącego dotąd z boku bruneta. Chłopak uśmiechnął się przeciągle, podchodząc do tiary.
- Czy wy też już to czujecie? - rzuciła przyjaciółka Anastasii. - Ten dziesięcioprocentowy spadek zainteresowania Syriuszem Blackiem?
Siedzące dookoła niej dziewczyny zachichotały, jednoznacznie potwierdzając tę tezę.
- Ravenclav! - wykrzyknęła tiara.
- Cholera - mruknęła Anastasia.
Rose pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Jesteś niemożliwa, Hastings.
Po drugiej stronie stołu Syriusz Black uronił swoją pierwszą łzę.
- Hej, Łapa - mruknął pocieszająco James. - Ale wciąż jesteś Misterem Gryffindoru, prawda?
Syriusz ukrył twarz w dłoniach.
- Dziesięć procent... - wyszeptał zrozpaczony.
- Oprócz tego... - ponownie zabrał głos Dumbledore, ale przerwał na widok kulejącego w jego kierunku Filcha.
- Dopiero na jego widok czuję, że jestem w domu - oznajmił James rozżewnionym tonem. - Zawsze, gdy tak mknie w tych swoich kulawych podskokach, mam wrażenie, że za chwilę zacznie jodłować...
Filch wciąż szeptał coś Dumbledore'owi na ucho, gdy nagle drzwi ponownie się otworzyły, tym razem na oścież. James odetchnął głęboko, wciągając w nozdrza lekką woń wiosennych kwiatów. Z szerokim uśmiechem na ustach próg przekroczyła wysoka dziewczyna w letniej sukience i pantofelkach na płaskim obcasie. Materiał sukienki falował z każdym jej drobnym ruchem, a długie, jasne włosy wysunęły się spod misternej fryzury i rozlały na gołych ramionach, gdy tylko przyspieszyła kroku.
- Syriusz? - odezwał się Remus.
- Co?
- Zamknij buzię.
Uniósł dłoń, wstawiając żuchwę z powrotem na miejsce.
- Przepraszam, mój powóz... - zaczęła się tłumaczyć dziewczyna, gdy tylko znalazła się w pobliżu Dumbledore'a. Miała wysoki, śpiewny głos i energicznie gestykulowała.
- Uśmiechaj się tak dalej - mruknął Remus pod nosem, sięgając po szklankę soku z dynii. - To wszystko ci wybaczą.
- Ależ ona jest śliczna - rozmarzył się James, nie odrywając wzroku od siadającej właśnie przed tiarą dziewczyny. Peter szybko przyszedł mu z pomocą, zdzielając go energicznie po twarzy.
- Edith Path z Beauxbatons - powiedziała McGonagall, wkładając Francuzce tiarę na głowę.
- Stawiam 15 sykli, że Gryffindor - wymruczał Syriusz.
- Nikt się z tobą nie zakłada, Black.
- GRYFFINDOR!
Syriusz wzruszył ramionami.
- A szkoda...
Z przeciwległego końca sali zauważyli, jak Lily i Rose machają do Edith, wskazując jej miejsce obok siebie. Niewiele się zastanawiając, Huncwoci zgarnęli na talerze jak najwięcej jedzenia i bez słowa opuścili salę. Zatrzymał ich dopiero Frank Longbottom, jak zawsze spóźniony i dopiero zmierzający w kierunku Wielkiej Sali.
- A wy dokąd? - zapytał, rzucając rozbawione spojrzenie na ich wyładowane jedzeniem talerze.
- Nie słyszałeś? - James uśmiechnął się po huncwocku. - Mamy nową uczennicę w Gryffindorze. Chyba należy jej się porządne powitanie?


- Kto tam? - krzyknęła Rose, ale nie dostała odpowiedzi. Wstała więc z dawnego łóżka Chlorissy, teraz zajętego przez Edith i skierowała się w stronę drzwi, zostawiając Lily i blondynkę zaśmiewające się z czegoś na materacu.
- Potter? - zdziwiła się, widząc Jamesa opierającego się o framugę drzwi. - W jaki, do cholery, sposób udało wam się tutaj wejść?
Zza pleców Rogacza wychylił się Syriusz, potrząsając w powietrzu rozczapierzonymi dłońmi.
- Czary-mary - wyśpiewał.
Lily wychyliła się znad ramienia Edith i lekko się skrzywiła.
- O co chodzi? - zapytała.
- Wyjątkowo nie o ciebie tym razem - oznajmił wesoło James, po czym uśmiechnął się czarująco. - Ale o to zjawiskowe jasnowłose stworzenie, które siedzi obok ciebie.
Edith rozejrzała się szybko na boki, po czym nagle wytrzeszczyła oczy w wyrazie totalnego zaskoczenia, by zaraz uśmiechnąć się błogo, przyciskając ręce do serca.
- To... to o mnie chodzi? - zapytała rozmarzona.
James prychnął śmiechem, a Francuzka przywołała na twarz prawdziwy, szczery uśmiech i wstała z łóżka, kierując się w stronę drzwi.
- Edith - oznajmiła, opierając się o ścianę.
- Syriusz - wypalił Black, zanim Potter zdołał otworzyć usta i szybko wychylił się znad jego ramienia, by podać dziewczynie rękę. - Ja i ten tutaj - opisał dłonią całego Jamesa. - Mój najlepszy przyjaciel James Potter, no i jeszcze kilka osób, które poznasz na dole, pokonaliśmy nie byle jakie przeszkody, żeby tylko dla ciebie - uniósł w górę palec. - Jedynie dla twojej przyjemności, przedrzeć się do Hogsmeade i przynieść stamtąd to i owo - na chwilę zmarszczył brwi, a potem stanął na palcach, by móc dojrzeć Lily. - Hej, Evans, nie masz nic do "owego", prawda?
Lily wzruszyła ramionami.
- Powiedzmy, że jest okazja.
James i Syriusz uśmiechnęli się łobuzersko, po czym rozstąpili na boki, tworząc między sobą przejście i wskazując dłońmi na korytarz. James zagryzł wargi, po czym skierował spojrzenie na Lily.
- Ciebie też zapraszamy - oznajmił niby od niechcenia.
Mijająca go właśnie Rose nie mogła powstrzymać ironicznego uśmiechu cisnącego jej się na usta.
- Co to, Potter, zgrywasz trudnego do zdobycia? - rzuciła.
Lily, która szła za nią, uśmiechnęła się lekko pod nosem. James obdarzył je rozbawionym spojrzeniem i poczekał, aż wszystkie opuszczą pokój. Zatrzasnął drzwi i na chwilę zapatrzył się na oddalające się sylwetki.
- Może to jest sposób? - zanucił pod nosem.


- ... i wtedy pękł, a ja wróciłam do domu tylko z zadrapaniem, no oczywiście jeżeli nie liczyć poważnych sensacji żołądka!
Siedzące dookoła osoby wybuchnęły śmiechem. James, który nie śmiał się tyle od czasu niefortunnego starcia Black versus autobus, usiadł z brzegu kanapy i nachylił się do ucha Lupina.
- Nie wierzę w ani jedno jej słowo - wyszeptał oczarowany.
Remus ze śmiechem pokręcił głową.
- Ani ja - odparł z równie wielkim podziwem przebrzmiewającym w głosie.
- Hej, Edith - rzucił Syriusz znad grupy stłoczonych wokół niego osób. - Ile jeszcze ataków dzikich bestii odparłaś w ciągu ostatniego roku?
- Dwa - odparła szybko tamta, zupełnie niezrażona. - No chyba że liczyć jeszcze czarujących, choć nieco zbyt pewnych siebie playboyów.
James huknął śmiechem, podobnie jak Remus i reszta znajdujących się w sali Gryfonów. Black pokręcił z niedowierzaniem głową, pełen uznania wznosząc w jej kierunku toast, a Edith mrugnęła do niego z drugiego końca wypełnionego pustymi szklankami stołu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz